piątek, 13 czerwca 2008

fryzjer

byłam parę dni temu u fryzjera. więc opowiem jaki przypał tam był. wchodzę do tego salonu a tam fryzjerka z różowym irokezem! już sobie wyobraziłam jak obcina moje włosy i farbuje je wbrew mojej woli na jakiś oczodajny kolor. to było straszne! ale na szczęście ta wizja okazała się tylko moją wyobraźnią. potem okazało się, że tylko jedna fryzjerka mówi po angielsku. żaaaaal, ale cóż. siadłam na ten jej fotel. po chwili fryzjerka przyszła i spytała mnie po inglisz jaką chcę fryzurę. no to ja jej zaczęłam opisywać i fokle, a jej nagle telefon dzwoni. odbiera go i mówi po polsku! jaja, nie ma co. jak już skończyła rozmowę to przeprosiła, że musiała odebrać, ale to był ważny telefon. ja jej na to "nie ma za co". i jakoś się dogadałyśmy. potem jeszcze połaziłam trochę po mieście. byłam na hamburgerze wielkości talerza obiadowego, a napisali, że to średni. strach się bać jaki by był wielki... ani sobie tego nie wyobrażam. dzień później z wraz z Rumi zrobiłyśmy sałatkę metalową. sałatka ukaże się już wkrótce, bo Rumi ma to na telefonie uwiecznione i na razie ma problemy z kompem więc tego tu nie da. aha, z nowej fryzury jestem zadowolona:) i jeszcze kilka fot z neciora tyczących się bezpośrednio fryzjera albo jego narządów jak kto woli...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

daj zdjęcie fryzury!